swallow swallow
2954
BLOG

Nie było kokpitu na Siewiernym

swallow swallow Polityka Obserwuj notkę 45

 Kilka myśli na marginesie wpisu na blogu http://kokos.salon24.pl/323821,gdzie-jest-kokpit-czyli-temat-tabu, w kwestii: „był kokpit na Siewiernym, czy też jest to jedna wielka ściema?” W raporcie MAK na str. 90 czytamy, iż „przednia część kadłuba z kabiną załogi jest całkowicie zniszczona. Fragment nosowej części kadłuba z przednią golenią podwozia znajduje się w odległości 397m od progu pasa startowego (rysunek 34). Górna i boczne części poszycia są zniszczone. Przednia goleń podwozia jest w wysuniętym położeniu”.

Więcej dowiadujemy się od autorów książki „Ostatni lot” Jana Osieckiego, Tomasza Białoszewskiego i Roberta Latkowskiego. Ci zwolennicy „pancernej brzozy w Smoleńsku” wiedzą więcej niż Anodina: kokpit oto został wtarty głęboko w ziemię. Nic nie ocalało.
Pozostawmy jednak na boku upowszechniaczy ruskiej narracji smoleńskiej.
 
W istocie, tak jak stwierdza kokos26, kokpit jest tematem tabu. Po prostu dlatego, że na Siewiernym żadnego kokpitu tupolewa nie było, poza golenią przednią z kawałkami blach – patrz zdjęcie na str. 91 raportu MAK - mogącą należeć do każdego innego tupolewa 154, których w Rosji setki zalegają na złomowiskach (jak mówiła generał Tatiana Anodina, "Rossija eto wielikaja strana", czyż nie tak?).
 
Znalezienie kabiny pilotów na miejscu domniemanej katastrofy, a w istocie klasycznej maskirowki, udowodniłoby że na lotnisku "Smoleńsk Północny" nie rozbił się żaden samolot z prezydencką delegacją na pokładzie. Tupolew 154M o numerze bocznym 101 nie był typową maszynową rejsową, wyposażoną w standardową awionikę. Z tego względu podłożenie innego kokpitu (mimo remontów i przeglądów samolotów rządowych wykonywanych w Rosji) nie było możliwe. Ten kluczowy, bo stanowiący rodzaj odcisku linii papilarnych samolotu, element musiał więc w wersji oficjalnej narracji moskiewskiej, której podporządkowała się strona polska, ulec całkowitemu zniszczeniu, by nikt nie zadawał niewygodnych pytań.
 
Zresztą samo za siebie mówi zestawienie podobnych katastrof lotniczych, nie tylko tupolewów, z tą smoleńską. Całkowite zniszczenie kokpitu i jego brak na miejscu katastrofy jest ewenementem. Najbardziej skrajny przykład to Jumbo Jet PanAm w Lockerbie - zachęcam do obejrzenia zdjęć kokpitu, który spadł z wysokości - przyznajmy - nieco większej niż 15 metrów.
 
Przełomem przy wyjaśnianiu problemu kokpitu i ucięcia wszelkich spekulacji mogłyby stać się zdjęcia, o których mówił ostatnio przewodniczący zespołu smoleńskiego, pos. Antoni Macierewicz.
 
Niestety, nie wierzę w ten przełom, gdyż już stwierdzenie, że kabina pilotów leżała spokojnie przez 4 godziny na smoleńskim śmieciowisku, a następnie została przetransportowana śmigłowcem z lotniska, nie wytrzymuje krytyki. Ktoś by ten kokpit widział na Siewiernym, sfilmowałby go chociażby Sławomir Wiśniewski… Tyle, że kabiny w ogóle nie było tak samo jak nie było charakterystycznych, odmiennych od standardowych rejsowych, foteli, i jak nie było przedziału pasażerskiego. Nie mogło ich być.
 
A po wtóre, moi znajomi którzy próbowali dotrzeć do tych zdjęć, gdyż w tematyce smoleńskiej siedzą od 11 kwietnia 2010, dowiedzieli się, że zdjęcia kokpitu istnieją i są dostępne. Są to zdjęcia prezentowane na wystawie smoleńskiej i w raporcie Anodiny. Innymi słowy - owa goleń z blachami.
 
I tak kółko się zamknęło.
 
PS. Wypowiedź o fotografiach zmuszona jestem traktować jako wpadkę, tym przykrzejszą, że zespół Macierewicza podczas swoich prac wykonał znakomitą robotę, czego odzwierciedleniem jest „Biała księga smoleńskiej tragedii”. Dokument doskonały w udokumentowanych zarzutach dotyczących odpowiedzialności funkcjonariuszy rządu w Warszawie i strony rosyjskiej za śmierć prezydenta RP, jego Małżonki i członków delegacji katyńskiej. Byłoby więc bardzo OK i oponenci nie mogliby się do niczego przyczepić poza stosowaniem inwektyw. Tymczasem niepotrzebnie została publicznie postawiona przez A. Macierewicza teza o 15 metrach, na których „samolot został obezwładniony, a być może wcześniej się rozbił”, lub jak wynika z innej jego wypowiedzi:"Ten samolot był od tego momentu już wyłącznie obezwładniony, on nie miał żadnego manewru. On musiał spaść."
 
Teza bardzo odważna, technicznie jest to możliwe, wymagałoby jednak jednoczesnego zniszczenia wszystkich trzech niezależnych systemów sterowania tupolewa, obsługiwanych przez dwóch niezależnych pilotów. (podziękowania dla blogera A-tem za wyjaśnienie mi tej kwestii).
 
Mam nadzieję, że przewodniczący Zespołu dysponuje jakąś tajną większą wiedzą, gdyż inaczej mrówcza praca parlamentarzystów PiS zostanie skarykaturalizowana, a „Biała księga” ośmieszona. To skoncentrowanie się mediów na „piętnastu metrach” jako jedynym podważalnym elemencie, już ma miejsce (patrz „Piaskiem po oczach” z udziałem Adama Hofmana, czy „Kropka nad i” z udziałem rządowego eksperta prof. Żylicza), co więcej zważywszy na mnogość medialnych armat, obawiam się, że może to być atak skuteczny. Ze szkodą dla wszystkich zaangażowanych np. w śledztwo blogerskie.
swallow
O mnie swallow

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka