Bloger Horse skrytykował wypowiedź pana prof. Wiesława Biniendy dotyczącą zbrodni katyńskiej. Pan profesor jednak nic takiego nie powiedział w porównaniu z politykami, którzy właśnie... poparli "Stowarzyszenie Obrońców Monte Cassino". Tym bardziej że p.prof.W.Binienda nie jest z wykształcenia historykiem. Oto według "Faktu" ideę czczenia obrońców Monte Cassino, a więc żołnierzy Wehrmachtu, mieli poprzeć m.in. historyk Antoni Macierewicz, historyk Zbigniew Girzyński z PiS, Julia Pitera z PO, Jacek Protasiewicz z PO. Nabrać nie dała się turystka polityczna Joanna Kluzik-Rostkowska (ostatnio z PO), ale to jedynie wyjątek potwierdzający regułę. Wszystko to była prowokacja brukowego Urbanowego "Nie", co w niczym jednak nie umniejsza faktu, że wybrańcy narodu nieźle daliby się podpuścić, nie mówiąc już na jaką pałę z historii by sobie zasłużyli. O ile to oczywiście wszystko prawda zważywszy "polot" byłego rzecznika reżimowego rządu.
Jeśli redakcja "Nie" zabiegała, tak jak zapewnia, o poparcie dla wirtualnego "Stowarzyszenia Obrońców Monte Cassino" w zamian za poparcie w wyborach oferowane m.in. wymienionym politykom przez "stowarzyszenie" przez telefon, to pewnie te rozmowy na wypadek, gdyby ci próbowali się wyłgać - nagrywała. Ładne rzeczy, takie poważne panie i panowie kandydaci, a dla zdobycia dodatkowych głosów są gotowi poprzeć nawet... obrońców Monte Cassino.
Chyba że to byłby taki sam hit jak ten z PRL, gdy Urban mówił o wysyłaniu śpiworów dla bezdomnych w USA. Ale gdyby tak było, to łatwo przecież wygrać w trybie wyborczym sprawę z naczelnym brukowca i przy okazji wspomóc biednych zasądzonymi od oszczercy i mitomana sumami. Na razie jednak panuje dziwna cisza.
